Po zawinięciu rany w bandaż, który na szczęście był w toalecie, ubrałam się w jedną z najładniejszych sukienek podarowanych przez Madison. Włożyłam jeszcze czarne conversy. Po ostanim przeglądnięciu się w lustrze, wyszłam z pokoju.
Słońce zaczynało już zachodzić więc musiałam pospieszyć się by przybyć na czas. Miałam wyrzuty sumienia i wiedziałam, że ciężko będzie mi się rozmawiać z Jeydonem. Ale nie mogłam nie przyjść. Chciałam poczuć, że mam przyjaciela. Jeszcze. Szłam ulicą Lombard Street uważając przy okazji, żeby żaden nadjeżdżający samochód mnie nie potrącił. Wspominałam pierwszy dzień spędzony w San Francisco, kiedy to jechałam tędy samochodem z Ricem - miejscowym podrywaczem. Wciąż pamiętam pierwszą rozmowę z Jeydonem przy hotelu, okropne slumsy w, których czekał na mnie Merlon. Tęskniłam za tym wszystkim. Naprawdę.
Kiedy na jednym z budynków zobaczyłam wiszącą tabliczkę ,, Halley Street" poczułam uścisk w żołądku. A co jeśli Jay dowiedział się kim jestem, nawet od opętanej Madison i zwabił mnie tu tylko dlatego, żeby mnie zabić? Od pierwszego wejrzenia nie byłam w stanie w pełni mu zaufać. Zawsze miałam wrażenie, że nie pasuję do jego towarzystwa. Stanęłam w miejscu. Rozejrzałam się dookoła siebie. Przede mną rozciągała się długa ulica, nieco pochylona otoczona z dwóch stron przez małe domki jednorodzinne. W niektórych już świeciło się światło. Zaczęło zmierzchać. Byłabym tchórzem jeśli bym w tym momencie uciekła. Przyspieszyłam kroku i z podniesioną głową ruszyłam ku dole ulicy.
Czułam lekko chłodny wiatr, który wprawiał moje rozwiązane włosy w stan potargania. Nerwowo odgarniałam je z czoła i oczu. Kiedy mogłam ponownie widzieć zobaczyłam, że most Golden Gate jest zupełnie pusty. Nikogo na nim nie było. Nieco zestresowana weszłam na niego i stanęłam przy barierce. Przed moimi oczami rozciągała się zatoka Gate wraz ze złocistą plażą. Przymknęłam lekko oczy i rozkoszowałam się wolną chwilą. Słyszałam tylko szum wody. Tak bardzo chciałam by świat się zatrzymał, żeby to wszystko czego się dowiedziałam było fikcją, by nikt nie dowiedział się o tym czym jestem, bym nawet ja o tym nie wiedziała.
Nagle ktoś oplutł mnie rękoma wokół talii. Wzdrygnęłam się spanikowana.
- To ja. - szepnął Jay. Jego usta dotykały mojego ucha. Poluźnił uścisk a ja odwróciłam się do niego twarzą.
- Cześć. - uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Hej. Ładnie wyglądasz. - przyznał mierząc mnie wzrokiem od stóp do głowy. Na moje policzki wstąpił rumieniec.
- Czemu kazałeś mi tu przyjść? - zapytałam przerywając tę niezręczną ciszę.
Uśmiechnął się zawadiacko.
- Chciałem ci coś powiedzieć. To będzie dosyć długo trwało więc może usiądziesz? - złapał mnie za rękę i poprowadził kilka metrów do przodu. Stał tam mały stolik, którego zupełnie nie zauważyłam zjawiając się tu ponad dziesięć minut temu. Na etarżce znajdowała się para talerzy i szklanych kielichów oraz zapalone świeczki. Usiadłam na krzesełku, które odsunął Jay.
- Za chwilę wracam. - powiedział i szybkim krokiem się oddalił.
Jak narazie był to mój najcudowniejszy dzień w życiu. Romantyczna kolacja o zachodzie słońca. Czy aby nie jest za słodko?
Po pięciu minutach zobaczyłam idącego w moją stronę Jeydona. Niósł duży talerz. Co na nim było jeszcze nie mogłam zauważyć. Kiedy chłopak stanął obok stolika i nałożył mi na talerz dość dużą porcję spaghetti, uśmiechnęłam się.
- To miłe.
Gdy usiadł naprzeciwko mnie i zaczął się wpatrywać w moją twarz, spytałam:
- Nie jesz? - musiało zabrzmieć to idiotycznie bo Jeydon zaczął się śmiać.
- Nie mam ochoty na jedzenie. Przygotowałem to dla ciebie, żebyś się nie nudziła kiedy zacznę ci to mówić.
Zamyśliłam się na chwilę. Co on kombinował?
- Co zaczniesz mówić? O co chodzi, Jay?
- Musisz wiedzieć, że od pierwszego razu kiedy cię zobaczyłem, wiedziałem. Wiedziałem, że jesteś mi bliska. Oczywiście, nie miałem prawa tak uważać, przecież w ogóle cię nie znałem. I w tym problem. Nie potrafię bez ciebie żyć. Pamiętasz kiedy to mówiłem ci, że jesteś jedyną osobą, której ufam i, której nie chcę stracić? Mówiłem prawdę. Przepraszam za to, że pomyślałem iż jesteś diemontem. To był okropny błąd, którego za nic w świecie nie chciałbym popełnić. Od czasu kiedy to zabiłem swoją dziewczynę, nie pamiętam, żebym był taki szczęśliwy jak teraz. Kocham cię, Cher. Jesteś najpiękniejszą istotą jaką kiedykolwiek widziałem. Postaram się dorwać tego demona i uciec. Uciec z tobą i Madison. Do miejsca gdzie nikt nas nie znajdzie. Gdzie będę mógł mieć cię dla siebie. Gdzie będę mógł cię całować i przytulać kiedy tylko będziesz chciała. Tylko chciałbym się upewnić, upewnić czy ty też czujesz to samo do mnie. Jeśli tak będę najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem, jeśli nie, odejdę i zostawię ci moje serce. Serce, które bije szybciej na twój widok.
Zamurowana siedziałam na krzesełku i kompletnie nie wiedziałam co odpowiedzieć. Czy miałam przyznać prawdę co do uczuć, które darzę Jeydona? Czy byłby to dobry pomysł zważając na sytuację w, której się znajduję? Myśląc inaczej - pozostał mi miesiąc. Miesiąc na korzystanie z życia tyle ile się da.
- Kocham cię Jeydon.
Chłopak energicznie wstał, ściągnął mnie z krzesła i mocno objął. Tak jakby za sekundę miał mnie stracić. Poczułam, że z moich oczu wydostaje się jakaś ciepła ciecz. To łzy. Płaczę ze szczęścia.
___
Trzymając się za rękę, szliśmy w dół ulicy Halley. Zapalone latarnie i światełka przyczepione do Golden Gate sprawiły, że mimo panującej już nocy, było widno. Tak jak w moim sercu. Chociaż na chwilę mogłam znów poczuć swoją ludzką część.
Miałam pełną świadomość, że ten piękny sen kiedyś się skończy. Znów zapanuje mrok. Ponownie będę tylko zagubionym demonem.
- O czym tak myślisz? - zapytał mnie Jay.
Odpowiedziałam:
- O nas.
Chłopak uśmiechnął się po raz setny dzisiejszego wieczoru i pocałował w usta. Zarumieniona starałam się odchylić z jego objęć, nic z tego. Jay był silniejszy. Przestałam się wyrywać i po prostu mu uległam. Po paru sekundach znów zaczęliśmy spacerować, nie zamieniając ze sobą słowa. Byłam mu za to wdzięczna - za to, że dał mi chwilę na przemyślenia.
Ostatnio dużo myślę, kiedy to przyznam się moim przyjaciołom i pozwolę im mnie zabić. Dawałam sobie na to miesiąc lub dwa. Dzisiaj zmieniłam zdanie. Dzisiaj mam na myśli tą chwilę.
Nie będę odliczać czasu, śmierć sama po mnie przyjdzie, jak to mi obiecała.
No właśnie...
Kim ona jest? I czemu jeszcze się nie zjawiła?
Tak jak obiecałam kiedyś, w tym rozdziale była ostatnia romantyczna chwila pomiędzy Cher a Jeyem, przepraszam cię Sztyletnico że musiałaś czytać te ,, bzdety " , od następnych rozdziałów nie będzie już tak kolorowo, zaczną się morderstwa :D
Pozdrawiam wszystkich moich czytelników! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz