Mówi się, że czas jest
dla człowieka, istoty wolnej, świadomej, nieograniczony. Ponoć nic nie stoi nam
na przeszkodzie by czegoś dokonać, czegoś doświadczyć – dostaliśmy, tu na ziemi,
szansę, mnóstwo okazji, które powinny napędzać nasze życie. I tak jak zawsze,
nauka, praca, zbieranie doświadczeń – wszystko to zapełniało swobodę ludzką,
tak nigdy nikt nie odpowiedział na najważniejsze pytania. Jak więc można tu
mówić o owej nieskończoności, nieograniczoności czasu? Ciągle jest go za mało…
Ciągle go brakuje i co najgorsze – nie dostajemy go wtedy, kiedy okazuje się
być najbardziej potrzebny.
Obudzona w nocy przez
dzwoniący telefon, leżała pogrążona właśnie w takich myślach. Informacja o śmierci kogoś bliskiego nigdy
nie jest przyjemna, jednakże teraz, kiedy się jej spodziewała, niemal zakładała
się sama ze sobą kiedy nastąpi, bolała jeszcze bardziej. Nie każdy dostaje
szansę by pożegnać się z umierającym. Była jedną ze szczęśliwców, którzy są
poinformowani o szacowanej dacie śmierci. Nie wykorzystała tego. Ma wymagającą
pracę – to fakt. Wraca do domu prawie o północy i wychodzi o świcie, po to by
zapomnieć o problemach i nie przeżywać takich nocy jak ta. Człowiek głęboko
nieszczęśliwy wcale nie pogłębia swojej depresji. On od niej ucieka, nieważne
jakie pozory mógłby stawiać. Jest tego doskonałym przykładem. Kochała ją,
kochała swoją babcię, która przez fragmentaryczne okresy swojego życia
zapewniała jej bezwarunkową przyjaźń i miłość. Wieść o jej nieuleczalnej
chorobie, całkowicie ją pogrążyła. Unikała spotkań i wizyt w szpitalu, tłumacząc
się, że praca ją nagli, tym samym obiecując, iż zjawi się jak najszybciej
będzie mogła. Dziś – w tą piekielnie ponurą i cichą noc – nie umiała
wyspowiadać się sama przed sobą. Poczuła, że to od czego uciekała, dopadło ją.
Chwyciło za szyję i przyduszało do poduszki. Czuła się ciężka, tak jakby na jej
sercu spoczęły łzy babci, zadająca sobie pytanie: dlaczego jej wnuczka ją
opuściła?
Zmarła podczas snu.
Podobno jej serce po prostu przestało bić ( jeśli można nazwać to zjawisko
czymś ,,po prostu”). Poinformował ją o tym jej ojciec, pytając czy przyjdzie na
pogrzeb. Tym razem się nie zastanawiała, odpowiedziała twierdząco. To takie
smutne, że najwięcej uczymy się o sobie, dopiero wtedy, kiedy komuś z naszego
otoczenia się coś stanie. Pozytyw jako samokształcenie kłóci się zatem z
cierpieniem, przez które ktoś musi przebrnąć. Coś za coś. Życie za życie.
Witaj! Szkoda, że fragment jest tak krótki - historia zaczęła mnie naprawdę wciągać. Przy okazji zapraszam na stronę - może się przyda:
OdpowiedzUsuńhttp://twoj-redaktor.blogspot.com/
Podoba mi się to, jak piszesz, tylko dlaczego wstawiasz takie krótkie fragmenty? Niby nie jestem zwolenniczką kilometrowych rozdziałów, ale zdecydowanie łatwiej mi się czyta, gdy rozdziały nie są podzielone na części, a wstawione w całości :/
OdpowiedzUsuńPrzy okazji zapraszam też do mnie:
http://preludiumofwyverntrylogy.blogspot.com/
Dziękuję za komentarz. Sprawa wygląda tak, że wrzucając ten fragment miałam zaplanowane by następny pojawił się dzień później. Niestety pokomplikowalo sie wszystko... Niestety nie mam czasu myśleć o tym by coś tu dodać. Jednakże, w maju zaczynam wakacje, wtedy na pewno rusze z pisaniem.
UsuńBardzo ciekawie napisane :D Widać, że to co piszesz jest przemyślane :)
OdpowiedzUsuńhttp://doszuflady8.blogspot.com/