niedziela, 16 listopada 2014

Koniec rozdziału 6. i początek 7. - ,, Odwiedziny"

 Nie wiedziałem czy go posłucha. Jej stan był naprawdę dziwny.
&następny rozdział ( w książce, którą czyta Oliver)
                    Tak jak się spodziewałem ojciec zadzwonił do znajomego lekarza. Był ranek a on już badał moją matkę. Nie pozwalano mi wejść do pokoju, nawet zbliżyć się na krok. Tata bał się, że w jakimś nieoczekiwanym momencie Anna rzuci się na mnie. Tyle, że chciałem z nią porozmawiać. Nie sądziłem, że była chora na ludzką chorobę. Za jej zachowaniem stały nadludzkie moce, byłem tego pewien.
Podczas obiadu spytałem tatę o wyniki badań. Lekarz siedział u nas dobre cztery godziny.
                            - Nie twoja sprawa synu. - odparł zimnym tonem.
                            - A czyja? To moja matka do cholery! - krzyknąłem wypuszczając widelec z ręki. Spojrzał na mnie srogo, widocznie nie zadowolony z mojego zachowania i wyparował:
                            - Idź do siebie a jak przemyślisz swoje zachowanie to wrócisz i dokończysz obiad.
Wstałem od stołu, podszedłem parę kroków w kierunku ojca i mocno zaciskając pięści, powiedziałem:
                            - Ty nadęty egoisto! Nie wierzysz matce bo sam jesteś chory! Masz obsesję i więzisz ją w domu. Może byś tak chociaż raz spróbował ją zrozumieć? - odwróciłem się i pobiegłem do swojego pokoju. Zanim zamknąłem drzwi słyszałem jeszcze jego upomnienie:
                            - Nie wolno ci się tak do mnie zwracać!
Miałem plan. Nie wiedziałem jednak czy wypali. Dziś w nocy chcę pójść do pokoju matki. Mogę z nią porozmawiać, już się nie boję. Pomogę jej i ją uratuję. Będę inny niż ojciec.



Odłożyłem książkę przerażony faktem, że czytałem ją już ponad dwie godziny. Nie mogłem uwierzyć, że naprawdę było już po południu. Zaniepokojony faktami, które niedawno wypłynęły na historię tego domu zdecydowałem się, że muszę porozmawiać z Carlosem i jego starym przyjacielem, Sheppelinem. Musiałem dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodzi.




                                            Odwiedziny



Było grubo po południu gdy zdecydowałem się pójść do Carlosa. Mieszkał blisko mnie więc nie sprawiło mi to większego kłopotu. Pogoda była ciężka: słońce nawet o szesnastej wdawało się we znaki, powietrze gęste i parne nie pozwalało swobodnie oddychać. Zacząłem myśleć, że ta wyspa naprawdę mnie zabija. Nie dość, że dom, w którym zamieszkałem należał kiedyś do opętanej rodziny to jeszcze jej historia została opisana w książce właściciela. Nie rozumiałem tylko powiązań rodzinnych, nie rozumiałem sensu tego całego spisku. Nie rozumiałem niczego - byłem nieświadom mojego zgubienia. Dlatego właśnie podążałem drogą obsypaną piaskiem ku białemu domu. Przytulny z choinką rosnącą tuż obok, z otwartymi oknami. Podszedłem do drzwi i zapukałem. Zapukałem zbyt natarczywie i niegrzecznie. Otworzył mi Peleponer ubrany w podkoszulkę i spodnie sięgające mu do kolan. Spojrzał na mnie uważnie, uśmiechnął się niebezpiecznie  i powiedział:
- Spodziewałem się, że tu przyjdziesz.
- Jest u ciebie Sheppelin? - nie odpowiedziałem na jego słowa tylko twardo zadałem pytanie. Mój rozmówca zdziwił się na moje słowa i przecząco pokręcił głową.
- Nie ma ale wiem gdzie go szukać. Do czego ci jest potrzebny?
- Okłamujesz mnie Carlosie, to nie bardzo mi się podoba. Chcę żebyśmy spotkali się dzisiaj w trójkę o dwudziestej. U mnie. - nie czekając na odpowiedź, odwróciłem się na pięcie i truchtem podążyłem na pobliski rynek. Nie oczekiwałem, że coś będzie jeszcze otwarte ale porzebowałem oderwać się od swojej posiadłości. Ten dom posiadał magię. Magię ciężką, przytłaczającą i starodawną.
Ku mojemu zaskoczeniu, wszystkie stoiska były czynne a całe otoczenie wyglądało całościowo podobnie do ostatniego razu. Ujrzałem Mary Wildman. Ta kobieta nadal tkwiła w smutku i cierpieniu. Zrobiło mi się jej żal już przy pierwszej wizycie. Teraz jestem sam więc mogę do niej podejść i zapytać co ją dręczy - pomyślałem.
- Witaj. Pamiętasz mnie, może? Byłem tu ostatnio z jeszcze jednym mężczyznom.
Mary uniosła wzrok lecz nie uraczyła mnie odpowiedzią. Spróbowałem jeszcze raz.
- Pozwól sobie pomóc. Wiem, że przy utracie bliskich trzeba porozmawiać.
- Nic o mnie nie wiesz. - jej głos był szorstki i zdecydowany. Dało się w nim słyszeć nutę wrogości.
- Zgadza się ale chcę ci jakoś ulżyć. Czy to źle?
- Na nic mi twoje dobre chęci. Jesteśmy skazani na takie życie już do końca.
- Kto? Jacy jesteśmy?
- Wszyscy. - nie zrozumiałem co miała na myśli. O kim mówiła?
- Możesz mówić jaśniej?
- Uciekaj stąd. Wracaj do domu. - powiedziała patrząc mi w oczy.
- Jest niedaleko, w dodatku nie bardzo mi się spieszy.
- Nie mówię o tym domu. Wracaj do prawdziwego domu. Jak najszybciej. Jeszcze dzisiaj.
Zamilkłem. Byłem naprawdę przestraszony. Już nie ona pierwsza mnie ostrzega. Najpierw Jacob a teraz ona.
- Dlaczego? Co tu się takiego dzieje?
- Złe moce krążą nad tą wyspą i nad posiadłością Thierinów.
- Czyją?
Nie odpowiedziała. Milczała. Bezczelnie milczała nadal urzymując ze mną kontakt wzrokowy. Zdenerwowany zawróciłem. Kierowałem się do wynajętej posiadłości. Trzymała mnie nadzieja, że wieczorem wszystkiego się dowiem. Chciałem by nic przede mną nie zatajali, by wszystko stało się jasne i
przejrzyste. Może wtedy uda mi się zdecydować na powrót do Londynu? Teraz nie chciałem dać za wygraną. Coś mnie tu sprowadziło i nie pozwolę by to coś zostało mi odebrane.
Dotarłem na miejsce. Otworzyłem drzwi wejściowe i wszedłem do środka. Zrobił się lekki zaduch a wszystkie okna były otwarte mimo tego, iż przed wyjściem je otwierałem.
- Kto tu jest? Gdzie jesteś? Cholera, pokaż się! - wrzasnąłem jak idiota. Krzyczałem sam na siebie.
- Nikogo tu nie ma deklu. - odpowiedziałem sobie.
W tym momencie szklanka po herbacie stojąca na stole spadła i stłukła się na podłodze.
- Czyli jednak ktoś tu jest. - szepnąłem.








Dzisiaj tyle. W bliskim czasie pojawi się dłuższy fragment.

Tak wyobrażam sobie mniej więcej Mary Wildman.


  Biały domek Carlosa. Oczywiście nie pasuje do tamtych czasów ale był również biały, mały z choinką obok. :)
 Pozostawcie po sobie komentarz!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz